Komiks Narodowy?
Chciałem tę recenzję rezolutnie zatytułować „Powstał Komiks Narodowy”, tylko że niestety koledzy i koleżanki z Nietylkogry.pl byli szybsi. Przełknął bym to i nie wspominał, gdyby nie to, że to hasło po prostu definiuje nowy komiks Jacka Świdzińskiego. Komiks od pierwszego już kontaktu robiący szacowne wrażenie, w twardej oprawie, w czerni i bieli, o grubości każącej nazywać „Powstanie film narodowy” ‚tomikiem’, a nie ‚albumem’.
Historia koncentruje się na produkcji wielkiej polskiej filmowej epopei narodowej, tworzonej tak, jak u nas tworzy się podobne dzieła, niezależnie od tego, kto obecnie zasiada na fotelu prezesa rady ministrów. Film historyczny, który powstaje w komiksie Świdzińskiego, to taki Miś na miarę naszych możliwości. On ma otworzyć oczy niedowiarkom, a słomę – która zgnije – potem się komisyjnie spali i spisze z tego protokół. To wzorcowy przykład polskiego paździerza, improwizowanego czegokolwiek, co ma pełnić nie wiadomo jakie role. Od razu przypominały mi się i ostatnie produkcje historyczne z naszego kraju, i odleglejsza historia spłonięcia (spalenia?) filmowego Colloseum, które wybudowano na użytek „Quo Vadis”. Praca na komiksowym planie to też prowizorka, planowanie dopisania scenariusza po nakręceniu filmu, robienie scen totalnie ‚na pałę’. W końcu i tak nie ma jeszcze obsady , a film już się kręci, więc ujęcia przydadzą się na przyszłość, czy cała gama innych tanich, skutecznych, ale przynoszących opłakany efekt chwytów.
„Powstanie film narodowy” jednym z albumów roku
Świdziński wchodzi tu jednocześnie w temat artystyczno-komercyjnej eksploatacji naszej historii i patriotyzmu, przy czym robi to w zaskakująco transparentny od strony światopoglądowej sposób. Nie chodzi o przywalenie którejś ze stron, a raczej w pewne niezmienne uwarunkowania, które dotyczą u nas podobnych inicjatyw. Nie da się nakręcić ‚dużego filmu’ bez spółek skarbu państwa, więc od razu ma się do czynienia z pewnym wpięciem w struktury administracyjne. Artystyczną wolność i odwagę od razu szlag trafia.
Nowa opowieść Jacka to satyra pełną gębą. Nie na coś konkretnego. To ogólna satyra na Polskę i Polaków, i nie tyle AD2017, co patrząca na nas szerzej. Przy czym nie jest to komiks antypolski, a raczej ironiczne spojrzenie na to, co wyprawiamy po roku 1989. Cały czas, na okrągło, bez szansy na wyjście z tego błędnego koła. W oczywisty sposób obrywa się tu polskiej kinematografii, ale analogie i parabole można tu mnożyć (pewnie także i w odniesieniu do komiksu). Poza tym, niezależnie od satyrycznego osadzenia w rzeczywistości, jest to komiks momentami zwyczajnie prześmieszny. Także dzięki drobnym żartom i kameralnym scenkom, gdy scenariusz urywa się nieco autorowi ze smyczy. Na pewno marudzić będą fanatycy Pleców Konia, ale jeśli chodzi czytelność rysunku czy dosadność mimiki bohaterów to naprawdę – nie da się tu nic zarzucić, rysunki spełniają swoją funkcję na 100% i po prostu wszystko w tym komiksie gra.
Świetna rzecz. Znak Jakości Gonza.