Chrononauci

Chrononauci – teoria względności do poprawki

Co byś zrobił/a, mogąc cofnąć czas?

ChrononauciWielka moc, to – jak wiadomo – wielka odpowiedzialność. Jednocześnie to także wielka pokusa, o czym przekonują się Corbin Quinn i Danny Reilly. Para naukowców staje się pierwszymi podróżnikami w czasie, naukowy eksperyment szybko jednak wymyka się spod kontroli, a próba ratowania zaognionej sytuacji i kolejne skoki w czasie tylko komplikują sprawę. Bo jak tu – mając wyniesioną z naszej współczesności całą wiedzę techniczną – odmówić sobie stworzenia własnego imperium, oplatającego całą kulę ziemską i rozciągniętego na tysiące lat? A jak już się to zrobi, i wyślą za tobą ‚ekipę porządkową’ – to jak się z tego wyplątać? „Chrononauci” to komiks sensancyjno-przygodowy, więc odpowiedź może być tylko jednak. Lekarstwem są kolejne skoki w czasie i akcja tocząca się szybciej, niż nadążymy obracać strony.

Mark Millar nie ma opinii artysty – to raczej rzemieślnik, który dostarczył jednak parę historii odbijających się w komiksowych światach słyszalnym echem, czasem też zdarzało mu się wskakiwać w buty epigona Alana Moore’a. „Chrononauci” to także komiks bez przesadnych ambicji, za to skupiający się na niegłupiej rozrywce. To 112 stron czystej akcji zaprawionej fantastyką naukową, gdzie ta naukowość odgrywa swoją rolę, ale ze zbytnim szacunkiem jednak traktowana nie jest. To akcja na tyle szybka, by czytelnik nie zdążył zadawać sobie pytań o sens tego, co dzieje się na kolejnych planszach. Ja to kupuję, bo przymykając oko na dziury logiczne tego co się wyprawia, Millar karmi nas obrazami F-14 przelatującego obok tyranozaura, średniowiecznych bitew z wykorzystaniem broni automatycznej, czy pojazdów pancernych zmieniających losy antycznych starć. Jak sądzę tylko po to scenarzysta dopisał do tego wszystkiego pretekstową fabułę, i ja to kupuję.

Chrononauci – szybko i ładnie

Ten komiks to fantazja, akcja, humor, ale też wszystko to nie robiło by takiego wrażenia bez świetnej oprawy wizualnej. Rysunki Seana Murphy’ego tchnęły życie w „Przebudzenie” Snydera (wiem, jaką opinię ma ten komiks, ale i tak go lubię). Teraz to on pompuje adrenalinę w tej szalonej wyprawie przez kolejne miejsca i epoki. Na spółkę z Mattem Holingsworthem i jego niebanalnymi kolorami.

Nowa seria od Non Stop Comics nie udaje że jest czymś innym niż jest, i ja to szanuję. To bezpretensjonalna zabawa, w bardzo, naprawdę bardzo luźny traktująca naukowe przesłanki. Chodzi sensownie (powiedzmy) umotywowaną akcję i ładne obrazki, sporo pulpy, nieco jak w „Black Science”, tylko tu jest więcej sensu. A ja lubię „Black Science”, więc i „Czasonauci” do mnie trafili. Polecam.