Weird średniowiecze
Rok 1220, francuskie Pireneje. Niebo przecięła smuga ognia, ciągnąca się za obiektem pozaziemskiego pochodzenia, po czym w wyższych partiach gór rozległ się głuchy huk.
A potem zaczęły się morderstwa…
Jezioro ognia to proste i klasyczne, wręcz generyczne SF z kosmitami, i w innym przypadku napisał bym ‚sztampa, 3+/6’, gdyby nie pewien w istocie banalny zabieg, a w zasadzie dwa. Nathan Fairbarin bawi się tym banałem z premedytacją, przy pełnej świadomości, za to wpisuje tę historię w nietypową dość scenografię. Po prologu z awaryjnym lądowaniem statku kosmicznego autorzy wprowadzają nas w mroki francuskiego średniowiecza – krzyżowcy, zabobon, inkwizycja. Mało fajna epoka do życia, choć na pewno fascynująca i dająca spore możliwości do fabularnych zabaw. Właśnie w ten świat umacniania wiary i przeciwstawiania jej zakusom Złego trafiają kosmici. I wiadomo już, że dla krzyżowców przyjdzie czas próby ostatecznej, biblijnej.
„Jezioro Ognia” to stosunkowo prosta historia, przełamująca fantastykę konwencją historyczną, a całe zmaganie z kosmitami wpisująca w kontekst wiary. Tej w Boga srogiego i jedynego, który sprawdza swoje dzieci. Od razu można mieć tu skojarzenia z dyptykiem „Zbawienie/Odkupienie”, który wydało niedawno Scream Comics. Bo „Jezioro Ognia” to kolejna klasyczna historia o wymyślonych przez Gigera Obcych, tylko że nieco piracka, bo nie na licencji. Obcy wyglądają trochę inaczej (i nie strzelają kwasem), ale są tak samo zabójczy. Akcja dzieje się w przeszłości. Poza tym na wielu poziomach jest to inteligentna, rozrywkowa parafraza filmu Jamesa Camerona.
Jezioro Ognia z Kosmosu
Komiks przyjemnie się przyswaja, a zasługa pozostaje w dużej mierze także po stronie rysunku – przyjemnego, ale też wykorzystanego z wrażliwością w stylu Mike’a Mignoli. Nie da się tu porównać kreski Matta Smitha, za to pewne zabiegi w kadrowaniu czy używaniu czerni budzą oczywiste momentami skojarzenia. Całość pieczętuje fachowy kolor.
„Jezioro Ognia” nie jest historią szczególnie oryginalną, ale i nie sili się na to, by nią być. To inteligentna zabawa oklepaną strukturą narracyjną. To co nie wyszło choćby w filmie „Kowboje i obcy” świetnie zagrało w tym komiksie. To dobry album – najpierw wciągający nas w realia odległej epoki, a w drugiej części raczący dynamiczną akcją. Dużo więcej tu nie ma, ale temu komiksowi więcej nie potrzeba. Polecam.