Komiks co to łeb urywa
Na wyspę Barra przypływa statek, ale na drodze do portu staje mu fioletowe monstrum, które wynurzyło się właśnie z wody. Na szczęście na pokładzie znajduje się Norgal – rosły wojownik, który szybko robi ze swojego oręża użytek. Nie wiemy skąd przybył Norgal, ani czego szuka na wyspie. Dowiadujemy się jednak od razu, że jest sprawnym rębajłą. I to w sumie wszystko, co musimy o nim wiedzieć. Oto dekapitator. Oto Head Lopper.
Seria Andrew MacLeana zasłużenie zbiera świetne recenzje i sugestie, że to jedna z najważniejszych w tym roku premier na polskim rynku. Cykl wydawany pierwotnie przez Image to stosunkowo prosta historia, ale czerpiąca w 200% ze sposobów wyrazu komiksu, przez co w wielu momentach lektury miałem uśmiech od ucha do ucha. MacLean przedstawia swojego barbarzyńcę (i towarzyszącą mu głowę złośliwej i łapczywej wiedźmy Agathy), by wpuścić go w koleiny klasycznego heroic fantasy. Wyspiarskie królestwo, zagrożenie wiszące nad młodym następcą tronu, uknuty spisek, mistycyzm, a w samym środku nasz mięśniak, który robi z tym wszystkim porządek.
Warsztatowa sprawność i finezja
MacLean nie sili się na szczególną oryginalność od strony fabularnej, zamiast tego bawi się mocno zużytą formułą, która jest dla niego bardziej podstawą do harców formalnych. Rysownik daje popis graficznej wirtuozerii, operując dość prostą i łagodną kreską, którą co chwilę zarysowuje kolejne krwawe potyczki. Kolejne plansze MacLeana to sprawne operowanie kadrowaniem, kompozycją czy rozłożeniem czerni, nasuwającymi pewne skojarzenia z warsztatem Mike’a Mignoli. Frajdę w trakcie lektury dają tu poszczególne kadry, zachowana w scenach akcji sekwencyjność, czy robiące wrażenie jednokadrowe plansze.
Andrew MacLean opowiedział stosunkowo prostą historię unikając banału. To intrygujący świat fantasy, który równie dobrze mógł by być miejscem akcji którejś z celtyckich czy nordyckich sag. Nie ma tu konkretów? Nie ważne, nie o to chodzi. Norgal wydaje się być dość płasko od strony psychologicznej zarysowanym bohaterem? Nie ważne, równowaga zostaje zachowana dzięki głowie Błękitnej Wiedźmy, która co i rusz kradnie mu show. Najbardziej jednak w tym albumie błyszczy oryginalna i bezbłędna kreska, oraz równie sprawne operowanie komiksowymi środkami wyrazu. Ten autor świetnie je czuje, i wykorzystuje je w 100%. Co najmniej.
Head Lopper – pełna rekomendacja
„Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii” to świetna lektura, która obudziła we mnie dziecko, lata temu zachłystujące się ‚komiksowością’ poszczególnych dzieł. MacLean na swoich planszach wyraża to, czego nie da się zrobić w żadnym innym medium. Ten komiks to czysta frajda – tworzenia, ale i czytania. W dodatku na końcu dostajemy naprawdę sytą galerię szkiców, okładek i gościnnych artów. Szczerze polecam, daję Znak Jakości Gonza i rekomendację, by życzyć sobie go pod choinkę (albo ofiarować komuś, kto na niego naprawdę zasłużył).