Samurai Jack powrócił
Uwielbiałem kreskówi z Cartoon Network sprzed tych około 20 lat. Najbardziej lubiłem „Cow & Chicken”, ale wtedy co druga animka z wieczornych pasm przekonywała indywidualnym charakterem i oprawą. Samurai Jack miał w sobie dynamikę, odwołania do samurajskiego kina i anime, sf i pulpy, oraz absolutnie niepowtarzalną oprawę wizualną. Nigdy jakoś go nie obejrzałem od dechy, tylko na wyrywki, ale nigdy nie zmieniałem kanału jak przypadkiem na niego trafiłem.
Po kilkunastu latach serial doczekał się nowego sezonu, a polscy fani – komiksów z Jackiem. Drugi tom serii to kolejnych pięć zeszytów. Tym razem Jack razem zaprzyjaźnionym szkotem staje w obliczu złośliwej klątwy irlandzkich Leprechaunów, walczy z własnymi wynaturzonymi odbiciami, zdalnie sterowaną machiną kontrolowaną przez jego demonicznego adwersarza, z którym potyka się także w odmętach własnej podświadomości.
Ładnie, prosto, statycznie
To proste, acz urozmaicone opowiastki, których celem jest doprowadzenie do spektakularnych scen akcji. Każda z nich przynosi dokładnie to, do czego przyzwyczaiła nas animka: specyficzna kreska, nieco psychodeliczne, kolorowe tła, akcja, zakręcone pomysły na kolejne starcia. Brak tylko jednego, istotnego detalu, który w komiksie da się co najwyżej podrobić, czy raczej – zasugerować. Jest tu sekwencyjność, ale brak ruchu, eksplozji akcji, z którego serial słynął. A być może zabrakło po prostu Tartakovsky’ego?
To dość, by zadowolić fana na pewnym podstawowym poziomie, ale nie dość, by dać pełną satysfakcję. Taki przynajmniej efekt komiksy z Jackiem wywierają na mnie. Fajnie spotkać ponownie tego bohatera. Przyjemnie ogląda się jego komiksowe przygody, bez uczucia straty czasu. Po odłożeniu tomu proste historyjki szybko jednak ulatują z głowy, pozostaje tylko wspomnienie samuraja wymachującego kataną. Nieco mało? Być może, bo serialu nie zastąpi, ale nieźle sprawdza się jako ładnie wyglądający substytut.
Być może miał bym do tej serii większe zastrzeżenia, ale pięć zeszytów za 35 złotych – to jest całkiem uczciwy układ. Pytanie oczywiście, jak wielkim jest się fanem wędrownego samuraja, bo to zdecydowanie do nich kierowana seria.