„Amulet #3 – Zaginione miasto”

Epickie fantasy dla dzieciarni

Serię „Amulet” polecałem już na swoim fejsowym pejdżu, czas zostawić coś dla potomności na stronie.

Cykl, przy którym i za rysunki, i za fabułę odpowiada Kazu Kibuishi to klasyczna baśń skierowana do starszej dzieciarni i młodszej młodzieży. Autor na tyle sprawnie bawi się tu jednak popkulturowymi wzorcami, że i dorosły który będzie to czytał potomkowi nie powinien się nudzić czy męczyć.

Początek przedstawiony w pierwszym tomie jest dość klasyczny. Para dzieciaków – starsza Emily i młodszy Navis – trafia z matką do domu, w którym niegdyś mieszkał dziadek. Rodzinne domostwo jednak okazuje się być bramą do magicznego świata, z którym też łączy ich rodzinne dziedzictwo. Nowa rzeczywistość okazuje się być areną walk dobra ze złem, w czym istotną rolę odgrywa magiczny amulet, którego strażniczką ma być Emily. O ile jednak pierwszy tom serii skupiał się na przedstawieniu bohaterów, drugi na szerszym wpuszczeniu ich w świat, to trzeci jest już przygodą pełną parą, rozwijaną równolegle z rozbudowywaniem świata.

Amulet – Steampunkowe Gwiezdne Wojny

Seria Kibuishiego to typowe fantasy, ale podane w nie do końca typowy sposób. Punktem wyjścia jest tu Alicja przechodząca na drugą stronę lustra. Autor wziął tu jednak na warsztat tolkienowski konflikt różnych ras, wspieranych przez potężne artefakty. Całość podlał motywami w oczywisty sposób nawiązującymi do Gwiezdnych Wojen, przy których zresztą też nietrudno jest znaleźć tolkienowskie inspiracje. Wszystko to zostało wsparte steampunkowymi pomysłami na ruchome domy czy sterowce. I to działa.

Historia jest wartka, wyłapywanie aluzji bawi, a cartoonowy rysunek sprawdza się przy tego typu historii bardzo dobrze, choć sami ludzie wydają mi się być zbyt umowni. Przy trzecim tomie ten świat jest coraz bardziej żywy, a opowieść nabiera dynamiki. Jedyne co mogę zarzucić to fakt, że Kibuishi nie jest jakimś mistrzem kadrowania czy kompozycji. O ile unika monotonii, to jednak na tym polu wrażenia nie robi. Nie zmienia to jednak faktu, że jego historia to sprawnie podana opowieść dla dzieciarni już dostatecznie dojrzałej na mroczniejsze klimaty, ale za młodej na „Władcę Pierścieni”. Najmłodsi powinni dać się wciągnąć, bo nawet ja przestałem już zwracać uwagę że to teoretycznie nie jest seria dla mnie, a po prostu chłonąłem ten świat.

Jeśli macie w rodzinie jakieś dzieciaki, którym zalegacie z prezentem świątecznym, to śmiało sięgajcie po „Amulet”. Powinien podejść, a trzeci tom nie zaniża lotów.