Życie seksualne dzikich
„Wbrew naturze” zaprasza nas do świata animorfów, szybko jednak okazuje się, że nie jest to kolejna bajka, pełna przygód i humoru, a dystopia. Leslie to młoda świnka, która wchodzi właśnie w wiek rozrodczy. W jej świecie życie osobiste obywateli jest ściśle kontrolowane – single płacą dodatkowy podatek, a jeśli nie spłodziło się potomstwa wcześniej, to w jej wieku jest się kierowany, na obligatoryjną randkę. Niby wszystko fajnie, bo kusa sukienka, kolacja przy świecach, ale i tak wiadomo że cele są czysto rozpłodowe. Tak samo jak źle widziane jest bycie samotnym, tak samo nielegalne są związki jednopłciowe bądź mieszające rasy. Leslie chętnie poznała by swoją bratnią duszę, tylko że jej się marzy nie ponętny wieprzyk, a dziki wilk, nawiedzający ją w erotycznych snach. I tu powoli zaczynają się problemy…
Seria Mirki Andolfo to fantastyczna parabola, odbijająca naszą rzeczywistość. Opresyjne na płaszczyźnie rozrodczej państwo, jest tu pewnym odbiciem systemów politycznych, w których obywatela wpasowuje się w kierat ‚pracuj, weź kredyt, płać podatki, zrób dzieci, a potem poślij je do roboty by powtórzyły algorytm’. Nie ważne, czy animofriczna świnka, czy ludzie – jesteśmy chomikami biegnącymi w miejscu. Jest też druga płaszczyzna tej historii, oczywiście społeczna. Andolfo mówi o pewnym wyobcowaniu, problemach z wpasowaniem się w dominujący model zachowania, wywieraniu przez społeczeństwo presji dotyczącej mieszania ras, czy łączenia się w pary osób tej samej płci. Zwierzaki są tu tylko metaforą. W końcu sama Leslie, marząca o innym związku niż powszechnie akceptowany, jest przez przyjaciół nazywana ‚Les’.
Wbrew naturze czy konwenansom?
Andolfo porusza istotne tematy, ale robi to jednak w dość płytki i łopatologiczny sposób. To opowieść w sam raz dla wyobcowanych nastolatek, dla których fioletowa grzywka czy kolczyk w wardze jest wyrazem ich buntu wobec konserwatywnego społeczeństwa. One się w historii świnki o stylówie Suicide Girl być może odnajdą. Ja miałem z tym problem, ale Włoszka ma w rękawie parę mocnych kart. Pierwszy tomik to zaledwie cztery zeszyty, i historia urywa się w tym momencie, gdy zaczyna się dziać coś więcej. Zagadkowa śmierć, spisek, przepowiednie, deus ex machina w finale. Nie mam pojęcia co się z tego urodzi, więc nie przekreślam tytułu. Tym bardziej, że „Wbrew naturze” ma jeszcze jeden bardzo mocny atut. Andolfo operuje świetną kreską, idealnie pasującą do tej historii, jest też równie dobrą kolorystką. Jej świat to pudełko pełne pastelowych landrynek, ale taka tonacja się tu sprawdza.
To przyzwoicie opowiedziana i świetnie narysowana historia dla młodych dziewcząt, więc znowu demograficznie nie wpasowuję się w target. Jeśli zauważyliście jednak, że młodsza siostra przestała ostatnio chodzić na różowo, a zaczęła w czerni, odkryła dla siebie the Cure, Depeche Mode albo jeszcze lepiej starego Marylin Mansona, to możecie jej podrzucić. Tylko nie zapomnijcie, że cała intryga kręci się jednak dokoła tematów erotycznych, więc uważajcie, co by nie przestrzelić. Dla mnie tymczasem „Wbrew naturze” pozostaje ładnym, ale jednak średniakiem.