Hrabstwo Harrow #03: Węże

Nawiedzone Południe

Hrabstwo HarrowSeria „Hrabstwo Harrow” przenosi nas na amerykańską prowincję. Cullen Bunn wykreował swój mikroświatek demonicznych stworzeń stylizowanych na folklor południowców. W tym światku mamy ‚zwykłych’ ludzi, ale też nadnaturalne stwory, ale też Ellie – młodą wiedźmę, która odrzuca swoje ponure dziedzictwo, i stara się być opiekunką swoich okolic. Poprzednie dwa tomy mówiły nieco o dojrzewaniu i konfrontacji z własnym przeznaczeniem, trzeci wyhamowuje tę i tak nie śpieszną historię, by przedstawić krótsze epizody z hrabstwa.

Tym razem poznajemy upiornego wędrowca, który pewnie jeszcze odegra swoją rolę, rozwinięta zostaje też historia pozbawionego skóry chłopca. Kolejna opowieść dotyczy lokalnej murzyńskiej społeczności i tytułowych węży, zbliżając się klimatem do zabobonów z Luizjany. Ostatnia opowieść wraca na nowo do Ellie, sugerując, że w kolejnym tomie mogą ją czekać spore kłopoty i konfrontacja z dość dosłownie pojmowanymi własnymi demonami.

Groza w wersji lite

Bunn w trzecim tomie zdaje się lekko tylko popychać do przodu główną historię, by wprowadzić i rozwinąć postaci, które będą mu potrzebne w rozwinięciu fabuły. Nie przeszkadza mi to, bo zawsze lubię tego typu krótsze opowieści wzbogacające świat przedstawiony. Jednocześnie od pierwszego tomu wciąż towarzyszy mi wrażenie, że „Hrabstwo Harrow” to seria, którą chciałbym lubić bardziej, ale po każdym tomie pozostaje mi niedosyt. Lubię nadnaturalne klimaty, fascynują mnie podania i lokalne demonologie, ale w tej serii po każdym albumie mam uczucie, że scenariusz jest nieco na pół gwizdka.

To nieśpieszna opowieść, być może skrojona bardziej pod czytelniczki niż czytelników, co sugerowało by opieranie się postaciach kobiecych. Spokojny, południowy rytm, przerywany ponurymi scenami grozy, sprzyja jednak skupieniu na ciekawej oprawie graficznej. Najmocniejszym punktem serii pozostają dla mnie rysunki i świetne kolory Tylera Crooka. W tym tomie mam wrażenie że jeszcze bardziej ponure i przystające do historii niż poprzednio, co wychodzi na plus. Niestety – Crook narysował tu tylko 2 z 4 zeszytów, choć i pozostałym rysownikom nie mam dużo do zarzucenia. Na osłodę pozostaje całkiem pokaźny szkicownik opatrzony komentarzem, i prezentujący ewolucję jego techniki na tle rozwoju serii.

Wciąż liczę na coś więcej

Jak wspomniałem – chciałbym mieć powody, by tę serię lubić bardziej, ale wciąż liczę na to, że Bunn mnie jeszcze zaskoczy. Na razie dobrnęliśmy dopiero do 12 zeszytu serii, która w USA osiągnęła już swój 28 numer. Niby już daleko zabrnęliśmy w ten ponury las, ale mam uczucie, że scenarzysta dopiero kończy pierwszy akt. Akcja raczej nie przyspieszy, ale zakładam, że ciekawe wydarzenia wciąż pewnie przed nami. Nawet jeśli nie, to wciąż pozostaje nam świetna kreska i kolory Crooka, acz mam nadzieje że Bunn ma tu jeszcze kilka kart w rękawie. Na to liczę, bo obecnie jednak jest zupełnie bez ekscytacji.