Nieśmiertelny Iron Fist – marvelowski karate mistrz

Dużo lepiej niż serial

Iron FistZacznę od tyłu. Od stwierdzenia, że „Iron Fist” z Netflixa się nie udał, i wielka szkoda, że może teraz zniechęcać niektórych czytelników do tej postaci. Z Defendersami jest w sumie podobnie. Wielka szkoda, bo lubię Danny’ego Randa, a polubiłem właśnie dzięki serii komiksowej, której doczekaliśmy się właśnie na rynku. To seria, która robi dobrze wszystko to, na czym Netflix poległ.

Opowieść snuta przez Brubakera i Fractiona wprowadza nas w świat Marvela ery Wojny Domowej. Niezarejestrowani śmiałkowie działają poza prawem, jednym z tych wolnych duchów pozostaje właśnie Iron Fist, którego przeszłość i spuścizna jako adepta K’un-Lun przybyła właśnie z Chin do Nowego Jorku by kopnąć go w tyłek. Z półobrotu. Scenarzyści nie bawią się w przydługą ekspozycję. W pierwszych trzech stronach wpisują Iron Fista w wielowiekową tradycję obrońców o mistycznej mocy. Na kolejnych poznajemy historię jego rodziny, bogactwa, dziedzictwa wybrańca Shou-Lao, po czym jeszcze rozpoczyna się sama fabuła. Brubaker z Fractionem w niecałe 10 stron sprawnie zrobili to, na co Netflix potrzebował całej serii – i poległ.

Mistrz kung fu do wynajęcia

Sama historia to rozgrywająca się w marvelowskim światku historia rodem z filmów z Hong Kongu, gdzie Adept Dobrej Szkoły musi zmierzyć się ze Złym Renegatem. Znamy to z opowieści o starciach Shaolin z mistrzami Wu Tang, znamy ze Street Fightera. Ta historia powtarza się na różne sposoby i w różnych odmianacha także w Gwiezdnych Wojnach. „Nieśmiertelny Iron Fist” różni się od wielu z nich tym, że jednocześnie nie pozuje na coś więcej niż jest. Przy całej swojej bezpretensjonalności robi to też lepiej niż spora część konkurencji.

Wartka i dobrze napisana historia została równie dobrze przełożona na język komiksu, z zabawami formalnymi, lekkością, humorem, oraz pełną charakteru kreską Davida Aji. Gdy czytałem tę historię na nowo, dziwiłem się sam sobie że zapomniałem, jak dobrze się to czyta, i jak przyjemnie ogląda. Scenarzyści bawią się tu marvelowską historią Iron Fista, Luka Cage’a i Bohaterów do Wynajęcia, bawią się tradycją kina kopanego (także najnowszą). Aja ma tu także wyraźny ubaw w przelewaniu ich słów na zarysowane plansze.

Nieśmiertelny Iron Fist – 100% rekomendacji

Sięgnijcie po „Nieśmiertelego Iron Fista”. Jest nieporównywalnie lepszy od netflixowskiego serialu. Przewyższa większość Marvel NOW. Jest dobry sam w sobie, we własnej nietypowej kategorii kopanej superbohaterszczyzny. Niech znakiem jakości będzie tu połączenie sił Brubakera i teamu, który dał nam nowego Hawkeye’a. Polecam.

Dodatkowe propsy dla Muchy za powiększony format komiksu w stosunku do normalnego wydania. Szanuję to.