Chłopaki #5 – czyli Sodoma i Gomora w pelerynie

Kpina z konwencji

ChłopakiGartha Ennisa za bardzo polskim czytelnikom przedstawiać nie trzeba. Irlandzki scenarzysta już od ponad dwóch dekad testuje granicę tolerancji swoich czytelników na zły smak i wszelakiej maści obscenę, oraz ich wrażliwość na humor najczarniejszy z czarnych. Chłopaki od Planety Komiksów to utrzymana w typowym dla niego tonie opowieść superbohaterska. Czyli anty-wszystko, brutalna, obsceniczna i oczywiście obrazoburcza. Piąty tom cyklu daje nam jeszcze więcej jego ulubionych chwytów poniżej pasa.

„Herospazm” to kolejny już tomik będący szyderstwem z trykociarskich komiksów i peleryniarskiego sektora przemysłu narracji obrazkowej. Po niewybrednych żartach z Ligi Sprawiedliwości czy X-menów, przyszedł czas na zgrywę z wszelakiej maści eventów i branżowych imprez grubego kalibru. Jeśli traktować wizję Ennisa dosłownie, to jest to w jego opinii – łagodnie mówiąc – okrutne pieprzenie. Obrywa się tu i branży, która rzuca na pożarcie młode superdrużyny, które nie wytrzymują konfrontacji z zacementowanymi ikonami. Obrywa się też wydarzeniom – niby zmieniającym kosmiczne wszechświaty, a w istocie będącym robieniem wszystkich w wała.

Niesmacznie, ale z humorem

Ennis to stary wyga, więc udaje mu się sprawnie przepleść sceny brutalizmu i pozbawionych hamulców ogrii seksuanych z sensacyjną akcją i teoriami spiskowymi związanymi ze współczesną historią USA. Efekt można uznać za udany. Udany, ale przegięty i nie na każdą wrażliwość. Oczywiście fani „Kaznodziei” raczej nie będą niczym za bardzo zaskoczeni. dla nowych czytelników jego pogrywanie superbohaterskimi mitologiami i sprowadzenie wszystkiego do scen, które trudno uznać za cenzuralne, może być pewnym wyzwaniem. Ennisowskie odjazdy nie są tu bowiem zbyt wyrafinowane. Jest to jazda na niskim poziomie taplania się we wszystkich płynach ustrojowych, rozrywkowa, dla dorosłych. Jednocześnie na swój niesmaczny sposób zabawna.

Nowy tom serii Chłopaki to zmiana rysownika. Tym razem zamiast Daricka Robertsona przy ołówkach siedzi John McCrea. O ile jego kreska została potuszowana mam wrażenie wyraźniej, niż to miało ostatnio miejsce w przypadku pierwotnego rysownika, to nie do końca grają tu kolory Avińii. McCrea rysuje mniej szczegółowo, nieco odpuszczając sobie drugi plan, by został wypełniony gradientami lub teksturami, ale właśnie wtedy te płaszczyzny wypadają najsłabiej. Sama krecha też zresztą nie jest pozbawiona potknięć, ale – przyjmijmy – to nie jest seria, która najmocniej stoi rysunkiem. Nie jest to zresztą też wybitna czy przełomowa fabuła, ale po prostu sprawne, niegrzeczne czytadło.

Chłopaki – konsekwentnie niecenzuralnie

Nie do końca rozumiem po co tłumaczyć sam tytuł. W końcu orgazm po angielsku i polsku pisze się niemal tak samo i znaczy to samo – ale pewnie stała za tym pewna logika. Nie zmienia to faktu, że kolejny tom cyklu fabularnie trzyma poziom, na kolejny niesmaczny poziom wnosząc szyderstwo z superbohaterów, ale i dodając kolejne elementy intrygi, w którą wikłają się bohaterowie. Ujęła was na swój perwersyjny sposób ta seria? Sięgajcie po kolejny tom. Nie mieliście jeszcze styczności? To sprawdźcie plansze i sięgajcie po pierwszy tom, ale pamiętajcie, że Ennis nie hamuje się w tańcu i zawartość tego albumu dość dosłownie przedstawia to, co sugeruje okładka.