„Czarna Wdowa: Powrót do domu” – szpiedzy w trykotach

Komiks szpiegowski w klimacie post-zimnowojennym

Kolega zadał mi ostatnio pytanie – po co czytasz te wszystkie Anihilacje, X-meni Mordercze genezy i pozostałe bzdury? Nie szkoda czasu? Nie miałem dobrej odpowiedzi, ale teraz już mam: bo można przegapić coś fajnego, czego wcale się nie spodziewasz. Właśnie do tej kategorii zaliczam album „Czarna Wdowa: Powrót do domu”.

Czarna Wdowa: Powrót do domuKomiks do scenariusza Richarda Morgana wydany w linii Marvel Knights to coś w sam raz dla mnie. To nie kolejna opowieść o nastolatkach uczących się, że z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność, a noirowa historia szpiegowska o tytułowej bohaterce. Natasza Romanowa ma za sobą przeszłość sowieckiej agentki, potem osiedliła się w USA i współpracowała z amerykańskimi superherosami. Przeszłość ma jednak to do siebie, że prędzej czy później i tak dziabnie w tyłek. Rosyjskie służby mają długą pamięć, i nie odpuszczają, na Romanową czeka więc wyrok śmierci i wizyta w Rosji, a to tylko jedna z czekających ją podróży.

Bond w trykocie

Morgan napisał historię w bondowskim duchu, to szpiegowski thriller rozgrywający się w cieniu niby już zakończonej zimnej wojny. Jest akcja, dochodzenie i Czarna Wdowa, która odtwarza mój ulubiony typ agenta – ściganego, zerwanego ze smyczy, zmuszonego do tego, by kąsać każdego, kto wejdzie mu w drogę. Taki szkielet mają moje ulubione filmy o 007, podobnie skonstruowano serię o Bournie. Co ciekawe – tomik który otrzymujemy to dwie oddzielne, ale ściśle łączące się ze sobą historie. Morgan idzie z pewnymi niuansami na łatwiznę i kładzie finał, ale i tak dostarcza solidne czytadło dla starszego czytelnika. To nie bajeczka o nieskazitelnych nadludziach, a brudna i szorstka historia byłego szpiega dociśniętego do ściany. Romanowa się nie cacka i zostawia za sobą ścieżkę krwi, bólu i połamanych kości – także po stronie amerykańskich służb.

„Czarna Wdowa: Powrót do domu” nie jest komiksem wybitnym czy epokowym, ale jest dokładnie tym, czego oczekuję po superbohaterskim komiksie środka. Można tą pozycję spokojnie postawić obok tytułów z Marvel MAX, gdzieś między Aliasem a Punisherem, no obok, ale o oczko czy dwa niżej. Warto sięgnąć po ten tomik także ze względu na rysunki, odchodzące od trykociarskiej sztampy. Spory wkład miał tu Bill Sienkiewicz, facet, który równie dobrze odnajduje się w awangardowych odjazdach, co w zleconym rzemiośle. Tu mamy do czynienia z tym drugim jego wcieleniem. Spora część albumu powstała także dzięki Seanowi Phillipsowi, który idzie bardziej w stronę szorstkiego tak jak ta opowieść realizmu, niż napompowanych klat i nadprogramowych mięśni.

Trykoty dla dorosłych

Polecam. Chyba że wolicie space opery, gdzie może nie ma sensu, ale jest kolorowo i wszyscy się po coś biją. Albo ciągnące się od dekad sagi, gdzie nie można się już połapać w bohaterach. „Czarna Wdowa: Powrót do domu” to historia z mankamentami, ale jednak wybijająca się ponad tą kolorową masę historyjek, gdzie lasery strzelają z nieoczekiwanych części ciała. Historia ze swoim własnym, ponurym charakterem, który odróżnia ją od większości bajeczek z Marvela.