„Sędzia Dredd: Ameryka” – najlepszy z najlepszych

Starter pack fana Dredda

Sędzia Dredd: Ameryka

Czasem ktoś mi zadaje pytanie – od jakiego komiksowego Dredda zacząć swoją przygodę z tym bohaterem? Po co sięgnąć, jeśli nie czytało się nic o Sędziach z Mega-City One, może nawet widziało film, ale chce się poznać pierwowzór? Zwykle odpowiadam – jeśli chcesz podejść do sprawy przekrojowo i mieć szersze spojrzenie – to koniecznie bierz się za „Sędzia Dredd: Kompletne akta 13” od Wydawnictwo Ongrys. To pierwsze polskie wydanie (a trzynaste w oryginale) ciągle ukazującej się serii zbierającej kolejno wszystkie jego krótkie przygody. Jeśli jednak ktoś szuka tego jednego-jedynego tomu do przeczytania i postawienia na półeczce i ewentualnie wydania własnego wyroku o sędzim (he, he), to typ jest tylko jeden: „Sędzia Dredd: Ameryka”.

 

Tak się szczęśliwie składa, że w końcu doczekaliśmy się tego albumu po polsku dzięki Studio Lain. To historia wyjątkowa, bo przez wielu uważana za ‚tę najlepszą historię z Dreddem’, choć w istocie jest on tu postacią drugoplanową. Pozostaje symbolem systemu futurystycznego – a może wcale nie – państwa. Nieco prawem i porządkiem, nieco oprawcą. Tytułowa Ameryka to młoda dziewczyna, której losy obserwujemy od dziecka oczami zakochanego w niej przyjaciela. Ameryka od młodości wykazuje się indywidualizmem i charakterem, brakiem zgody na zastany autorytaryzm. Wszystko to prowadzi ją na wojenną ścieżkę z przyjętym przez ogół systemem wartości.

Parabola w świecie Mega-City One

Na pierwszym poziomie mamy tu losy młodych bohaterów, którzy dojrzewając – zmieniają się. Na drugim – przypowieść o władzy i zamordyzmie, oraz jego efektach ubocznych – buncie, oporze, ale i terroryzmie. Najciekawsza wydała mi się jednak w tym komiksie dość oczywista, bo zawarta w tytule warstwa symboliczna. Ameryka, tak jak znany nam kraj, rozwijając się – w dobrych intencjach decyduje się na bunt. Staje w obronie maluczkich i uciśnionych w imię wyższych wartości. Bunt jednak z czasem przeradza się w agresje, a idee się degradują. Wyższe cele i dobro tych najsłabszych giną, płonąc w ogniu kolejnych walk. Dorosła, dojrzała i sterana Ameryka pod wieloma względami jest sprzeniewierzeniem wartości, które popchnęły ją pierwotnie do działania.

Warto dać temu albumowi szansę, bo to fajnie i w nieoczywisty sposób podana historia, w dodatku to jeden z najładniejszych Dreddów z jakimi się zetknąłem. Dodatkowym plusem albumu jest pełna zawartość serii – „Ameryka” dorobiła się dwóch sequeli, i co prawda nie dorównują jej nawet w połowie, ale otrzymujemy wszystko na raz, i nikogo nie będzie męczyć co tam się w kolejnych tomach mogło zadziać.

„Sędzia Dredd: Ameryka” – brać, nie pytać.

Jak chcecie antologię Dreddów – ciąg przygód z danego okresu – to sięgajcie po „Kompletne akta 13”. Jak chcecie tą jedną-jedyną historię pełnometrażową historię, a nie serię szorciaków, to koniecznie łyknijcie „Sędzia Dredd: Ameryka” (polecam nieco w ciemno, znając oryginał, polskiego wydania w ręku nie miałem). Jeśli podejdzie, to zawsze można poprawić Aktami.

Tymi trzynastymi, a potem czternastymi i tak dalej, i tak dalej…