Legion Kroniki

Kroniki Legionu

Nieśmiertelny Legion

Legion KronikiNa zamknięcie serii „Jam jest Legion” musieliśmy nieco poczekać – pierwszy tom ukazał się niemal dekadę temu, ale zbiorczego wydania doczekaliśmy się dopiero w tym roku. Od premiery minęło dopiero kilka miesięcy, a Słowobraz dostarcza tom uzupełniający cykl. To chyba właściwy moment, bo czytelnicy jeszcze dobrze pamiętają poprzedni album, a „Legion Kroniki” to pozycja skierowana głównie do tych, którzy znają pierwszy integral cyklu Nury’ego. Pytanie tylko – ilu spośród nich czekało na rozwinięcie?

W ostatnim odcinku

Pierwsza seria opisała tajne operacje Rzeszy i aliantów z czasu drugiej wojny światowej. Gra toczyła się o coś więcej niż Europę – w sprawę zaangażowane były siły paranormalne, a konflikt pomiędzy stronami metafizycznego konfliktu okazał się mieć dużo dłuższą historię. „Jam jest Legion” pokazywał symboliczne starcie dobra i zła, wpisane w historię drugiej wojny światowej i pulpową konwencję. Kroniki uzupełniają tą opowieść o wydarzenia z wieków minionych.

Na początku tomu nowego albumu poznajemy samego Drakulę i jego brata Radu. Transylwania płonie, a obaj zostają postawieni przed ostatecznością, ale mają na to swoje metody. Rodzeństwo jest nie tylko pozbawione skrupułów czy jakichkolwiek hamulców, traktując innych jak bydło, ale panuje też nad mistyczną mocą, pozwalającą przenosić się w inne ciała. Panowanie nad krwią zapewnia też nieśmiertelność, a ujarzmianie innych daje władzę i bogactwo. Kolejne tomy składające się na album to historia podróży Vlada i konfrontacji z bratem. Zaczynamy w oblężonym transylwańskim grodzie, by wkrótce przenieść się do Nowego Świata z epoki konkwisty, w wir wojen napoleońskich, czy do wiktoriańskiej Anglii.

„Legion Kroniki”- gdzie się podziali naziole?

Nury – podobnie jak w pierwszej serii – bardzo folguje tu sobie z mieszaniem wątków, a zmiana fizycznych form obu antagonistów nie pomagała mi początkowo w połapaniu się kto tu jest kim. Początkowy chaos nie psuje jednak lektury, i można zagłębić się w meandry ciągnącej się przez wieki walki o prymat. „Legion Kroniki” to sprawnie opowiedziana historia fantasy, inspirowana historią, ale nie siląca się jednak na nadmierną wierność historyczną. Jeśli nie brać pod uwagę związku z pierwszą serią, to otrzymalibyśmy kolejną przygodówkę z metafizycznym wątkiem przewodnim, nie odbiegającą od frankofońskiej średniej. Siłą albumu pozostają sprawne rysunki i solidne kolory (najlepiej chyba grające w tle kampanii Napoleona). To kategoria solidnego, ale pozbawionego większej finezji rzemiosła. Fani frankofonów powinni czuć satysfakcję.

Kroniki pozostają pozycją głównie dla tych, co przeczytali „Jam jest Legion” i czuli niedosyt. Tu poznajemy całą genezę konfliktu, ale brakuje mi jednak najważniejszego elementu. To już nie pulpa osadzona w erze II wojny światowej, a skoki po kolejnych epokach i punktach na mapie. To sprawnie opowiedziany komiks, uzupełniający wcześniejsze niedopowiedzenia, ale to nieco mało, bym czuł się oczarowany. Fajnie było wyłapywać pewne historyczne nawiązania, ale miałem wrażenie, że Nury nie wykorzystuje w pełni ich potencjału (dlaczego nie ma Kuby Rozpruwacza?). Jeśli podobał Wam się poprzedni cykl, to można dać szansę, ale Kroniki nie wykraczają ponad poziom czytadła, które łatwo się konsumuje, całkiem przyjemnie ogląda, a potem szybko zapomina. Nie znacie poprzedniego tomu? To sięgnijcie po „Jam jest Legion”. Historii o metafizycznych źródłach zła faszystów nigdy za dużo.