Nowy stary zamaskowany bohater
Planeta Komiksów wprowadziła na nasz rynek kolejnego zamaskowanego bohatera. Nie licząc jednego strzału z najwyżej średnio przyjętym filmem kinowym – Zielony Szerszeń zalicza u nas swój debiut. Jest to o tyle ciekawe, że mowa o bohaterze, który rok temu obchodził swoje 80-te urodziny.
Zielony Szerszeń – podobnie jak Cień, również wprowadzony na nasz rynek przez Planetę – jest postacią o typowo komiksowej charakterystyce, chociaż jego geneza jest zupełnie inna. Nocą to zamaskowany pogromca przestępców, to mistrz walki wręcz i nie gorszy detektyw, ale za dnia, w cywilu – to majętny wydawca gazety. Brzmi jak postać z galerii DC czy wczesnego Marvela, choć Szerszeń debiutował w roku 1936 na falach radiowych, by w kolejnych dekadach rozpełznąć się po różnych odnogach amerykańskiej popkultury.
To nie superheros. To postać o korzeniach pulpowych. Zaczynał w radiu, by na początku lat 40-tych doczekać się swoich pierwszych ilustrowanych książek dla dzieci i komiksów, w latach 60-tych był serial (z niego poniższe foto), postać doczekała się także chińskiej adaptacji, koncentrującej się na Kato, pomocniku szerszenia. Obaj bohaterowie w 2011 trafili na srebrny ekran w produkcji reżyserowanej przez Michela Gondry’ego, i choć Gondry świetnie się sprawdza w autorskich, fantazyjnych, lekko onirycznych projektach, to biorąc się za zamaskowanego obrońcę poszedł w taką sobie sztampę. Nie pykło.
Pierwsze Wejście Smoka
Oddzielnym wątkiem jest sam Kato – pomocnik Szerszenia. Jego pochodzenie zmieniało się w zależności od tego, jak wygodnie było autorom danej historii. Bywał Japończykiem, Koreańczykiem, Chińczykiem, albo Filipińczykiem, najwyraźniej Amerykanom jest zupełnie wszystko jedno i za bardzo nie rozróżniają. Postać zamaskowanego szofera jest o tyle ciekawa, że w 1966 roku w serialu wcielił się w niego Bruce Lee, i to jedna z jego pierwszych amerykańskich kreacji. O Vanie Williamsie, odtwórcy roli Szerszenia, w sumie się już dziś nie pamięta. Lee nasycił pomocnika protagonisty swoją energią i wykorzystał swoje doświadczenie jako mistrza sztuk walki. Wyróżnił się ponoć do tego stopnia, że miał zagrać w serialu „Kung Fu”, na co Ameryka nie była chyba gotowa. Azjatę zagrał David Carradine, a urażony Lee zawinął się z powrotem do Chin.
Kato wpisał się jednak w popkulturę dość mocno, choć znaczenie miał głównie dla Azjatów. Podobnie nosi się Jet Li w „Czarnej masce”, gdzie jako staje przeciwko złoczyńcom jako zamaskowany superbohater. Film na swoje czasy niezły i dynamicznie zrobiony. Na pewno lepiej od maski, która prawdopodobnie jest malowano na czarno tekturą. Echa choreografii i kostiumów widać w Matriksie, gdzie mordobicia ogarniał ten sam jegomość. Istnieje też kontynuacja, ale to wszystko co musicie o niej wiedzieć. Jedynka pozostaje klasykiem, choć kiczowata, ale z tym komiksowym przegięciem się broni.
Czarna maska Kato powróciła też w „Powrocie legendarnej pięści”, czyli luźnej kontynuacji „Wściekłej pięści” z Brucem. Tu w jego bohatera wcielił się Donnie Yen, który – by zachować anonimowość, gdy wali po pyskach japońskich okupantów – zakłada oczywiście charakterystyczny strój. Co zabawne – Yen autentycznie gra tu Bruce’a, z jego charakterystyczną mimiką i okrzykami w trakcie walk. Żeby było bardziej piętrowo – w tę samą postać wcielał się też Jet Li w remake’u „Wściekłej pięści” z lat 90-tych. Wklejam poniżej trailer filmu z Yenem – kostium kato pojawia się w jego drugiej połowie.
Jeśli komuś ta maska wydaje się dziwnie znajoma, choć nie gustuje w chińskich mordobiciach, to przypominam tarantinowskiego „Kill Billa”. Być może pamiętacie też motyw z Zielonego Szerszenia ze ścieżki dźwiękowej do tego dyptyku. Zatytułowany oczywiście „The Green Hornet Theme”.
Zielony Szerszeń i Kato przybywają
Wracając jednak do samego Szerszenia – to postać z historią, i fajnie że doczekała się polskiego występu. Oby nie ostatniego. W końcu to jeden z trwałych elementów amerykańskiej popkultury. Pojawia się w mediach wszelakich od 80 lat i nie raz spotykał się z Batmanem – i w serialu, i w nowych komiksach. Serial przyczynił się też w jakimś tam stopniu do sukcesu Bruce’a Lee i wylansowania kung fu, a teraz i my mamy go na papierze. O wrażeniach z lektury poinformuję wkrótce – jak sam się z komiksem zapoznam.