„Stolp” – o co chodzi???

Miasto końca świata

Stolp„Stolp” Wojtka Stefańca i Daniela Odiji od dwóch dni kołacze mi się po głowie. Pewnie taka jest zwykle intencja autorów, tylko że mnie się kołacze zawód, że tak fajne rysunki poszły na tak momentami bełkotliwy album, z którego tak mało wynika. Wyjść może, że jestem za głupi i nie zrozumiałem, bo Sztuka, Artyści (w dodatku Nagradzani), ale osobiście nie miałem styczności z takim fundującym zawrót głowy przerostem formy nad treścią od czasu „Konstruktu” Kijuca.

Oto psychodeliczna i z dziką energią narysowana historia, przenosząca nas do dziwnego, niby-futurystycznego miasta, toczonego rozkładem. Po metropolii przemieszcza się nasz tytułowy bohater, będąc przewodnikiem po Bardo. Świat potrafi zafascynować swoją innością i dziwnością, oraz sposobem, w jaki sposób został sportretowany. Nieco tu narkotycznego futuryzmu i motywów rodem z cyberpunka, sporo używkowej psychodelii i dekadencji, dużo upadku i zepsucia – na kilku poziomach. Upada ludzkość, upada metropolia, a natura już się poddała. Nie rodzą się dzieci, zamiast normalnych posiłków ludzie żywią się spreparowanymi pigułkami, a wyniszczone organizmy zastępują częściami wymiennymi. Na krawędzi upadku wydaje się być też system władzy, który zawodzi pokładane w nim nadzieje.

Nie bierz brązowego kwasa

To wszystko nieco wtórne, ale podane nawet ciekawie. Gorzej, że mowa o tle fabuły, której w zasadzie – praktycznie do finału albumu – nie ma. Przez większość czasu Stolp snuje się po Bardo, w trakcie czego Stefaniec rysuje miasto, a Odija wpisuje bohaterowi w głowę strumień myśli. Strumień bełkotliwy, przestylizowany i momentami z pogranicza pseudointelektualnej grafomanii, w dodatku zwykle niewiele do fabuły wnoszący. Być może celem było przedstawienie prostego, acz pretensjonalnego bohatera, który do patrzenia na ocean potrafi dorobić filozofię, która ciągnie się przez sześć stron. Nie wiem.

Być może był tu szerszy zamysł – krytyka społeczeństwa na poziomie naszego państwa lub też całego świata. Prawdopodobnie. Tylko że równie dobrze Odiji mogło chodzić o coś innego, a ja się po drodze zwyczajnie zmęczyłem, próbując dociec o co chodzi naszemu protagoniście (a zarazem autorowi). Dość powiedzieć, że czytałem ten komiks w czterech podejściach. Nieadekwatne będzie stwierdzenie, że doczytałem go na siłę, bo w finale w końcu mnie zaintrygował. Jednocześnie 80% tego komiksu to nie konkret, a bohater snujący się po ulicach, spotykający innych bohaterów (np dwupłciowca, który w teatrze śpiewa do własnego rozciągniętego jak wąż ogrodowy pindola) i mijający scenki, z których mało wynika. Tylko drobna tego część łączy się nagle pod koniec w jakiś motyw.

Jak głosi okładka – to ‚eksperymentalny kryminał’, ale nie wiem, o jaki eksperyment tu chodzi. Mowa o zbrodni i jej następstwach? O śledztwie? O środowiskach przestępczych lub stróżach prawa? O konstrukcji dzieła? Nie wiem. Niby elementy jakieś są, ale nie wiem. Mamy totalnie odjechaną wariację na temat „Miasteczka zaginionych dzieci” i pewnie coś jeszcze. Nie wiem co. Nie wiem po co. A może eksperymentem było połączenie sił uznanego literata i nagradzanego rysownika? Być może, tylko że synergia – jak dla mnie – nie doszła do skutku, obrazy sobie, słowo sobie, każde odjeżdża w nieokreślonym kierunku.

Stolp – ja wysiadam

Zdaję sobie sprawę, że mowa dopiero o pierwszym tomie, a seria jest zaplanowana na cztery, tylko że nie wiem co tu poeta miał na myśli. Jakoś mnie kolejne tomy nie ciekawią, jeśli ten ‚eksperymentalny kryminał’ ma być prowadzony w podobnym stylu. Oniryzm, narkotykowe odjazdy, złowrogie miasto, ponure obrazy. I bohater, który myśli dyrdymałami.

Jestem na to za głupi.

A pracy Wojtka Stefańca mi szkoda.

 

Edit: no dobra, nie będę się obrażał. Jest w tym komiksie coś intrygującego, i do pewnego stopnia mnie jednak ciekawi co z tego wyniknie i jak to się potoczy. No chyba że naprawdę – ciąg dalszy będzie równie napompowany pretensjonalnością i powietrzem, to wtedy dziękuję.